28 kwietnia 2015

nowy post

Ostrożnie zsunął z swojego ciała pościel i usiadł. Pochylił się do przodu szukając swoich kapci. Ułożył je w odpowiednim miejscu tuż obok szafki mocnej. Gdy już je założył uniósł się wyciągając ręce do przodu. Zrobił dokładnie 6 kroków. Tutaj stała jego szafa pełna czarnych ubrań. Podobno takie były. Kyungsoo nie mógł tego sprawdzić, więc liczył na szczerość innych ludzi. 

Intuicyjnie stwierdził, że to musi być poranek. Gdy otworzył oczy wokół niego panowała ciemność tak, jakby dzień w ogóle nie nastał. Wschód słońca zdradzał hałas na ulicy. Samochody jeździły, ludzie krzyczeli a ptaki ćwierkały. Takie same dźwięki witały Kyungsoo codziennie. I choć powtarzały się monotonnie to on je uwielbiał. Budziły go rano i kładły spać wieczorem. Przywykł do nich. Pewnie bez nich czułby się nieswojo.

Ostrożnie zsunął z swojego ciała pościel i usiadł. Pochylił się do przodu szukając swoich kapci. Ułożył je w odpowiednim miejscu tuż obok szafki mocnej. Gdy już je założył uniósł się wyciągając ręce do przodu. Zrobił dokładnie 6 kroków. Tutaj stała jego szafa pełna czarnych ubrań. Podobno takie były. Kyungsoo nie mógł tego sprawdzić, więc liczył na szczerość innych ludzi. Nie zdziwiłby się, gdyby znalazła się tutaj różowa koszulka, którą wcisnęłaby mu fałszywa sprzedawczyni rozweselając swój dzień głupim żartem.

Ubrany odwrócił się w lewo. Wystarczyło 5 kroków, żeby znaleźć drzwi od swojego niewielkiego pokoju. Tutaj zaczynały się już schody. Po prawej znajdowała się sofa, stolik oraz dwa fotele. Naprzeciwko tych mebli był regał z książkami oraz figurkami. 7 kroków do przodu i byłby w niewielkiej kuchni, lecz on zrobił aż 10 w bok, żeby znaleźć się obok drzwi prowadzących na balkon. 2 kroki i złapał się poręczy wdychając chłodne powietrze. Tak właśnie wyglądało jego życie. Było całkowicie zależne od liczby kroków. To one wyznaczały jego świat pogrążony w mroku. Bez nich byłby zgubiony.

- Hej sąsiedzie. – Usłyszał radosny głos po prawej stronie, co go lekko zaskoczyło. Zacisnął palce czując, jak jego ciało drży. Nienawidził ludzi. Przerażała go ich powierzchowność i brak tolerancji. Bał się, bo oddzielająca linia pomiędzy nim a innymi była strasznie widoczna.

- Cześć. – Odparł niepewnie.

- Piękny mamy dzień, co nie?

- Może. Powiedź mi, co widzisz. – Poprosił łagodnie.

- Widzę Seul o poranku. Wśród złotych promieni słońca stoją wysokie, nowoczesne, szare budynki. Pomiędzy nimi wiją się ulice, pełne kolorowych samochodów i zabieganych ludzi. Sygnalizacja miga trzema kolorami. Najpierw jest czerwone, a ruch zatrzymuje się. Przy żółtym wszyscy przygotowują się, aby na zielonym ruszyć do przodu. Drzewa rosnące wokół leniwie poruszają swoimi gałęziami tańcząc z nieznośnym wiatrem. Właśnie jakaś kobieta idzie z dzieckiem, mężczyzna ubrany w długi płaszcz czyta gazetę a dwójka młodych ludzi kieruje się do szkoły. Inny pan wysiada z swojego samochodu. On pracuje w restauracji naprzeciwko naszego mieszkania. Jest nawet sympatyczny.

Kyungsoo uśmiechnął się lekko wyobrażając sobie to w swojej głowie. Może obraz nie odzwierciedlał idealnie tego, co na serio znajduje się tuż u jego stóp, ale tutaj mógł sam decydować, jak powinien wyglądać świat. Wraz z słowami nieznajomego sąsiada rysował cienkimi liniami krawędzie, koła i inne kształty, dzięki którym powstał jego Seul. W sumie nie miało to najmniejszego znaczenia, czy wszystkie elementy znalazły się na swoim miejscu. On nigdy nie pozna prawdy. Został skazany na samotność w 4 ponurych ścianach. Ale tak było dobrze.

- Dziękuję. – Wyszeptał i odwrócił się licząc w głowie kroki. Jego dłonie powędrowały do przodu czekając aż zderzą się z stoliczkiem. Wtedy mógł spokojnie skierować się do kuchni, gdzie przygotował dla siebie skromny posiłek. Wrócił do salonu i usiadł na sofie. Przy okazji włączył radio. Tak właśnie wyglądały jego dni. Słuchając muzyki czytał książki przeznaczone dla niewidzących. Nie miał celu, do którego dążył. Po prostu żył z dala od społeczeństwa, zapomniany przez najbliższych, utkwił pomiędzy realnością a snem. Egzystował nie oczekując niczego, bo to, czego pragnął było dla niego nieosiągalne.


Jego dni nie różniły się niczym wielkim. Może tym, że pewnego dnia zbił szklankę albo zaczął czytać kolejny raz tą samą książkę, choć w połowie ją znał i mógł sam recytować niektóre wersy. Elementy przeplatały się i nie były zbytnio atrakcyjne. Zwykły człowiek dawno dostałby świra. Jednak nie Kyungsoo. On cieszył się, że mógł żyć na własną rękę w miejscu, gdzie wszystko było dla niego widzialne. Pomimo tego, że mając otwarte oczy wokół niego i tak panowała ciemność. Błądził po niewielkim mieszkanku składającym się z 4 niewielkich pomieszczeń. Dopiero po kilku tygodniach nauczył się poruszać nie zahaczając o meble. Było to niezwykłe doświadczenie dla niego. I oznaka jego samodzielności.

Rzadko miewał gości. Zazwyczaj przychodziła do niego ciocia w każdą sobotę przynosząc mu czyste ubrania, nowe książki i jedzenie. Było to siostra jego zmarłej matki. Nie darzył ją jakiś specjalnym uczuciem, ale cieszył się za każdym razem, gdy przekraczała próg witając go zwykłym cześć. Wtedy Kyungsoo na chwilę powracał do normalnego życia zostawiając swoje mroczne królestwo. Wkraczał w kolorowy świat pozbawiony jego kalectwa oraz strachu przed poznaniem kogokolwiek. Dla niego wszyscy byli fałszywi. Litowali się, bo nie widział. Nie chciał wokół siebie takich ludzi. Wolał już żyć sam.

Ciocie pamiętał, jak przez mgłę. Na pewno miała czarne włosy i niewielki nos, jak jego mama. Brązowe oczy mieniły się iskrami radości a jasna cera sprawiała, że twarz była wręcz idealna. Niestety przez lata obraz zamazał się. To samo dotyczyło się jego martwych rodziców oraz wielu rzeczy. Wiele razy miał problem z przywołaniem odpowiedniego słowa obrazującego przedmiot, o którym na przykład mówił spiker w radiu. Jego pamięć umierała powoli zatapiając się w labiryncie bez wyjścia. Niestety wraz z tym umierała nadzieja, że odzyska wzrok. W końcu płat potyliczny został dość mocno naruszony podczas wypadku.

- Jak się czujesz, Soo? – Zapytała i Kyungsoo domyślił się, że kobieta uśmiecha się do niego, gdy on siedział z wysoko podniesioną głową na sofie i słuchał, jak ciocia układa w szafkach te same produkty, które jadał odkąd tutaj się wprowadził. Posiłki dawno przestały mieć jakikolwiek smak. Były jałowe w ustach chłopaka, ale on nie zwracał na to uwagi. W końcu trudno jest przygotować sobie coś, co nie wymaga użycia garnka, gazówki czy ostrych noży.

- Dobrze. – Odparł obojętnie wzruszając ramionami. W rzeczywistości sam nie wiedział, czy jest mu dobrze, czy jednak źle. Przestał tęsknić za czymś, co odeszło bezpowrotnie, więc był w próżni. Samotny!

Przeważnie spędzali dwie godzinki ze sobą. Ciocia robiła im obu herbatę i siedzieli w salonie. Rozmawiali o mało ważnych rzeczach. Jednak to nie miała znaczenia, gdy Kyungsoo nie interesował się światem i niewiele wiedział na jego temat. Z grzeczności słuchał opowieści cioci próbując sobie wyobrazić te sytuacje lub osoby, choć one były zbędne w jego ponurym życiu. Nigdy tego nie zobaczy. I to bolało najbardziej. Świadomość, że on zatrzymał się a inni mogli iść.

Gdy ciocia opuszczała jego mieszkanie czuł smutek, ale i ulgę. Trudno był dokładnie sprecyzować jego uczucia. Chciał, aby kobieta była jeszcze u niego kilka minut. Wtedy cisza, panującą w jego czterech ścianach, była zagłuszona. Jednak z drugiej strony, rozmowa z druga osobą była dla niego męcząca. Dziwnie się czuł słysząc swojego rozmówce, lecz nie widział go. Reagował tylko na zmianę barwy głosu oraz ruchy. Jego słuch był w stanie wychwycić najcichszy szmer.


    Intuicyjnie stwierdził, że to musi być poranek. Gdy otworzył oczy wokół niego panowała ciemność tak, jakby dzień w ogóle nie nastał. Wschód słońca zdradzał hałas na ulicy. Samochody jeździły, ludzie krzyczeli a ptaki ćwierkały. Takie same dźwięki witały Kyungsoo codziennie. I choć powtarzały się monotonnie to on je uwielbiał. Budziły go rano i kładły spać wieczorem. Przywykł do nich. Pewnie bez nich czułby się nieswojo.